Nigdy bym nie uwierzył, że któregoś dnia będę myślał tak jak inni

Nigdy bym nie uwierzył, że któregoś dnia będę myślał tak jak inni

Witam wszystkich serdecznie, mam na imię Bartek i mam 29 lat.

Moje życie mógłbym podzielić na dwie części- pierwszą związaną z bólem i chorobą, izolacją i samotnością, drugą zaś – zrodzoną w dwudziestym szóstym roku mojego życia z nadziei i wiary… Fakt, że różnię się od rówieśników zauważyłem właściwie już w przedszkolu – dzieci integrowały się spędzając czas na zabawie, ja zaś zazwyczaj albo bawiłem się sam, albo odpływałem w wewnętrzny świat.

W szkole podstawowej upośledzenie w komunikacji stało się bardzo czytelne, pojawiły się problemy z rozumieniem treści przekazywanych mi przez innych –  rozumiałem to wszystko, co dało się zamienić na konkretne obrazy, zdania zaś bardziej abstrakcyjne – jak wiersz czy definicje – przechodziły przeze mnie bez zrozumienia. Nawet gdybym czytał tekst, czy słuchał kogoś wielokrotnie, nauczyłbym się odbieranej treści na pamięć – byłby to jedynie zlepek nic nie znaczących słów, nie zaś informacja, którą można pojąć, zastosować i wykorzystać. Przez to moje „absolutne rozkojarzenie” nie potrafiłem również nawiązać relacji z rówieśnikami. Bywały chwile, że usilnie próbowałem rozmawiać, jednak najczęsciej byłem w stanie jedynie odpowiadać na pytania jednym wyrazem, albo przychodziły mi do głowy same rzeczowniki, których nie potrafiłem  połączyć w zdanie. Czasami czułem w sobie emocje, które próbowałem ubrać w słowa, jednak bariera zaburzenia myślenia pojęciami blokowała ujście myśli na zewnątrz. Z drugiej strony  np. na czym polega interpolacja Lagrange’a (nie chwaląc się napisałem algorytm obliczający tę właśnie „przypadłość”), zasada działania lasera i tego typu rzeczy – rozumiałem od razu, bez potrzeby nauki… Z czasem problemy zaczęły się mnożyć, a może po prostu coraz bardziej stawałem się świadomy ich istnienia. I tak leciały lata – skończyłem szkołę podstawową, technikum, potem były studia… Żyłem w swoim własnym świecie, coraz bardziej odczuwając to, że jestem „inny”.
Małym przełomem było to, iż  na studiach odkryłem, że potrafię sporadycznie… myśleć pojęciami! Odbywało się to w ten sposób, że w sytuacjach, w których  nic nie robiłem (np. jechałem przez dłuższy czas autobusem) w jakiś niewyjaśniony sposób zaczynałem  myśleć jak inni! Nie byłem do tego zdolny podczas rozmowy, było to jak patrzenie wewnątrz siebie przy wyłączeniu częsci zmysłów – w moim przypadku wzroku i słuchu. Nareszcie mogłem marzyć, budować pseudofilozoficzne teorie, to  wszystko było bardzo realne pod względem emocji, jak sen na jawie, jak inny, lepszy świat. To również stało się moją ucieczką od rzeczywistości, która wyglądała coraz gorzej… Moim życiem były marzenia i pasje – bez trudu nauczyłem się profesjonalnie grać na gitarze, instrument ten był moim wówczas najlepszym kompanem, a muzyka wypełniała mi dni. Wciąż jednak odczuwalna przepaść między mną, a innymi ludźmi,  była ogromna…Czasami nawet w mojej obecności ludzie rozmawiali na mój temat, tak jak by mnie wogóle nie było – nikt nie zwracał się do mnie po imieniu,  słyszałem tylko „on”… Nie miałem przyjaciół, nie wiedziałem co znaczy „kochać”, relacje międzyludzkie, więzi, szczęście – były jak abstrakcyjne twory znane jedynie z teorii, a to wszystko okraszone wielką wrażliwością i wewnętrznym cierpieniem. Pragnąłem być z ludźmi, jednak ich unikałem z obawy, ze znów powiem coś, co nie będzie miało      sensu, i znowu się „zawieszę” i znów spłonę ze wstydu…
Któregoś dnia jeden z nielicznych „kolegów” zapytał  dlaczego nigdzie nie wychodzę, z nikim nie jestem, czy tego nie potrzebuję… Te słowa trafiły do mnie bardzo silnie i boleśnie, zacząłem analizować całe swoje życie, poczułem się bardzo samotny, jakbym coś stracił, czegoś nie dostrzegł, albo nie wiedział,  co jest ważne. Uświadomienie wypartych pragnień zrodziło ból i bunt – miałem przecież świadomość, że zawsze będę sam… To jednak dało mi pewien bodziec do szukania odpowiedzi na pytanie – dlaczego jestem jaki jestem i kim jestem właściwie? W ten sposób odkryłem forum autyzm.pl, gdzie nawiązałem kontakt z Ewą, która wniosła w moje życie pierwsze nadzieje i dodała otuchy  w chwilach depresji, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Kontakt z KTA umożliwił diagnozę, z której wynikało, że wykazuję silne zaburzenia w komunikacji z ukierunkowaniem na autyzm atypowy, prawdopodobnie Zespół Aspergera. Nie było mi lekko, ale świadomość choroby pozwoliła mi spojrzeć na siebie z innego punktu widzenia – uzmysłowiłem sobie, że to nie JA taki jestem, lecz to moja CHOROBA. I że może jest szansa, by coś w życiu zmienić.
W grudniu 2004 roku nastąpił wielki przełom – na forum poświęconym tematyce Zespołu Aspergera poznałem wyjątkową osobę, która szukałą informacji na temat ZA,  z którą zacząłem korespondować. Madzia była przeciwieństwem mnie – radosna, wyjątkowa, ciepła… Była osobą, która wymawiała więcej słów  w ciągu godziny niż ja w ciągu roku! I tak ona – zdrowa, towarzyska, tryskająca energią dziewczyna stała się częścią mojego życia – przyszła z wiarą i Bogiem w sercu, by je odmienić na zawsze. Dwa miesiące po naszej rozmowie zdecydowałem się pojechać do niej w odwiedziny – i tak o godzinie 20.50 wsiadłem w pociąg do Gdyni, co było dla mnie czymś wymagającym ogromnej odwagi i ruszyłem w nieznane. Moment po wyjściu z pociągu do dziś uważam za najpiękniejszy dzień mojego życia – spojrzeliśmy na siebie, przywitaliśmy się i już wiedzieliśmy, że od tej pory będziemy nierozłączni – to była miłość od pierwszego wejrzenia!  Kiedy patrzę na to wszystko z perspektywy, trudno mi uwierzyć, że ja, chłopak z „myśleniem autystycznym”, upośledzony w komunikacji, która często ograniczała się do słów: „tak”,”nie”,”nie wiem”, nie znający co znaczy kochać (sfera uczuciowa i emocjonalna również była upośledzona, czasem zapadałem się w próżnię, czasem zdarzały się wybuchy emocji, płaczu), że poznam kogoś kto wypełni mój świat. Razem z Madzią spędzaliśmy wiele czasu na modlitwie, szukając odpowiedzi w wierze i Bogu. Czytałem Pismo Święte, które – o dziwo – było dla mnie zrozumiałe jak nic przedtem. Małymi krokami blokada w moim umyśle zaczęła ustępować – pojawiły się pierwsze zdania, skojarzenia myślowe, umiejętność odczytywania treści dotąd dla mnie abstrakcyjnych. I tak zdarzył się cud, bo biorąc pod uwagę to kim byłem – nie można tego inaczej nazwać!

Dziś mam wspaniałą żonę, którą kocham ponad wszystko – z którą… potrafię godzinami rozmawiać! Cudownego, dwuletniego synka – z którym szaleję i którego uczę, mam także dobrą pracę w dużej firmie – gdzie komunikuję się z ludźmi i jestem cenionym pracownikiem. Jeśli sięgnę pamięcią wstecz… nigdy bym nie uwierzył, że któregoś dnia będę myślał tak jak inni, opowiadał historie i bajki, pisał wiersze, sam utrzymywał rodzinę, i że będę potrafił napisać logiczne świadectwo. A taka jest dziś moja rzeczywistość i tylko czasem, kiedy zdarzy mi się na chwilę umknąć w wewnętrzny świat, kiedy czasem powiem coś zabawnego, czy „zaniemówię” w towarzystwie osób trzecich, przypominam sobie o tym, z czym musiałem się zmierzyć, o chorobie, którą pokonałem. Dziś już wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Dziś też wiem, że trzeba wierzyć i nie można się poddawać złym myślom i wątpliwościom, bo być może któregoś dnia wydarzy się cud, bądź jego zalążek, a może mały postęp, który stanowił będzie pierwszy krok ku lepszemu, zdrowszemu i szczęśliwszemu życiu. Ja czekałem 26 lat J.