"Terapia" - opowiadanie

„Terapia” – opowiadanie

Autor : Beata Gajewska

Opowiadanie wyróżnione w Konkursie Literackim Uniwersytetu
Gdańskiego na prozę www.konkurs.literacki.ug.gda.pl
opublikowane w antologii „Proza życia nr 4”

Kobieta zasłoniła twarz rękoma.
– To nasza wielka szansa. Nigdzie nie znajdziesz takiego miejsca. Nad czym ty się jeszcze zastanawiasz?
Słowa męża kłuły i raniły. Pochylała głowę coraz niżej. Nie potrafiła podać powodu, dlaczego boi się dać Macieja do tamtej placówki. Czuła tylko strach. Lęk, że wpadnie w coś, z czego nie będzie powrotu.
– Nie wiem. Widziałeś te dzieci? Żadne się nie śmiało, a jeśli już, to tak dziwnie. Były jakieś takie sztuczne, jakby zaprogramowane.
Mąż przestał chodzić po pokoju. Usiadł przed żoną i ujął jej dłonie.
– A zwróciłaś uwagę, że nie rzucały klockami, nie krzyczały, gdy chciały coś dostać.
– To był film. Tylko film. Dzieci wybrane, wyselekcjonowane.
– Jadły przy stole, – mąż nie słuchał jej. – Jadły a nie zrzucały jedzenie z talerza na stół, podłogę.  Ubierały się. Nie widziałaś tego? To działa! Jeśli go tam damy, będzie wreszcie normalny.
– Normalny?
Mężczyzna wstał zniecierpliwiony.
– Nie łap mnie za słowa! Wiesz, o co mi chodzi.
– Czasami… Czasami wydaje mi się, że nie wiem.
Mężczyzna pokiwał głową w milczeniu.
– No, dobrze. Nie będzie normalny, ale będzie inny.
– To znaczy, jaki?
Mężczyzna przeszedł się po pokoju szukając odpowiednich słów.
– Grzeczny.
Kobieta schowała twarz w dłoniach.
– Tereniu, chociaż pojedź tam i zobacz. Porozmawiaj. To cię do niczego nie zobowiązuje.

Budynek sprawiał bardzo pozytywne wrażenie. Niewielki, jasny bungalow otoczony zielenią wyglądał jak oaza na tle otaczającego go osiedla. Na czerwonym tle napis – Ośrodek Programów Zachowania Pożądanego
Maciek wysiadł z samochodu, podszedł do ogrodzenia, wyciągnął nos w kierunku budynku, jakby wąchał niesione wiatrem zapachy, nagle odwrócił się i wsiadł do auta. Teresa zachęciła go do wyjścia, ale syn pokręcił przecząco głową i zablokował drzwi samochodu wciskając przycisk przy szybie.
–    Co? Synku? – powiedziała do siebie Teresa – Brzydko, co?
Dała znać mężowi, że pójdzie tam na razie sama. Podeszła do oszklonych drzwi wejściowych.
Korytarzem, wzdłuż ścian chodził może dziesięcioletni chłopiec. Za nim krok w krok posuwała się młoda dziewczyna. Co pewien czas wykręcała chłopcu ręce na plecy i odwracała go twarzą do ściany. Teresa przez dłuższą chwilę przyglądała się temu dziwnemu spacerowi. Chłopiec szedł korytarzem i każda zmiana w jego zachowaniu, zapalenie światła, złapanie za klamkę w korytarzu, przejście na lewą stronę korytarza powodowała natychmiastową reakcję jego towarzyszki. Wykręcenie rąk i odwrócenie twarzą do ściany. Po pewnym czasie ruszali  dalej na ten osobliwy spacer. Korytarz nie był długi i ciekawy a  spacer trwał ponad pół godziny i nic nie wskazywało na to, by miał się szybko zakończyć. Gdzieś w oddali słychać było płacz małych dzieci.
Teresa usłyszała za plecami chrząknięcie. Odwróciła się. Stała przed nią wysoka, szczupła kobieta o krótko ściętych, po męsku, czarnych włosach. Mocno zaciśnięte, wąskie usta uchyliły się ledwie dostrzegalnie i Teresa usłyszała suche, ostro brzmiące:
– Karpińska. Jestem dyrektorem ośrodka, pani w jakiej sprawie?
– Szukam miejsca dla syna.  Słyszałam, tutaj jest dużo opiekunów…
– Terapeutów.
– No. Tak. Tylko, że chyba źle trafiłam. Dzieci są tu małe i krzyczą. Muszą tak?
Dyrektorka zaprosiła gestem Teresę do środka. Ruszyły razem w stronę gabinetu.
– Terapia behawioralna, którą stosujemy, choć kontrowersyjna  jest jedyną skuteczną metodą dla naszych dzieci. Zapewniam panią, że ten krzyk jest niezbędny. Po kilku miesiącach ćwiczeń dzieci wychodzą  stąd odmienione.
– Możliwe… Tylko, dlaczego słychać płacz dzieci. Już bardzo długo jakieś dziecko płacze.
Na twarzy kobiety pojawił się cień irytacji.
– Proszę, nich pani siada. Kiedy dziecko ma garb, wsadza je pani w niewygodny gorset dla jego dobra, prawda? Czasami tak trzeba. My też to robimy. W inny sposób, ale sens jest ten sam a pani nie musi oddawać tutaj dziecka. Trening behawioralny jest szeroko stosowany w świecie. Nasi uczniowie uczą się  u nas prawidłowych zachowań.
Teresa nie była usatysfakcjonowana odpowiedzią.
– A skąd wiecie, które są prawidłowe?
Dyrektorka  podniosła się i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, straciła zainteresowanie Teresą.
– Mamy różne priorytety, terapię opieramy na współpracy z rodziną  i przede wszystkim na bezwarunkowej akceptacji naszych działań. Proszę się nad tym zastanowić i wrócić do nas, jeśli spełni pani te warunki. – Stanęła przy drzwiach zwracając się do Teresy – Wtedy zapraszamy.
Teresa spojrzała zdziwiona na dyrektorkę.
– A potrzeby mojego syna i moje warunki?
– Pani? To jest moja placówka…
–    Prywatna? Nie wiedziałam…
Kobieta otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
– Jestem zajęta.
Teresa wyszła z gabinetu z ulgą zamykając za sobą drzwi. Wzdłuż korytarza nadal chodził ten sam chłopiec.
– Dlaczego on ciągle chodzi po korytarzu? – Zapytała młodą dziewczynę chodzącą krok w krok za chłopcem.
– To trening posłuszeństwa, będzie chodził tak długo, aż będę mieć pewność, że nie będzie bezsensownie pstrykać włącznikami prądu, dotykać ściany i łapać za klamki. Że się tego nauczył.
– Ale teraz, widziałam, pani sama  kazała mu  to zrobić…
– To była prowokacja, sprawdzenie jego umiejętności.
– Aha.. Jeszcze jedno, dlaczego nie może sobie czasem pstryknąć światłem? Przecież zaraz zgasił. A czy przeanalizowała pani przyczynę jego działań? Dlaczego tak pstryka?
Terapeutka spojrzała na Teresę zdziwiona.
– On nie może tego robić.
– Bo?
– Bo… Program… Potem nie da sobie pani z nim rady, wejdzie pani na głowę.
– Wydaje mi się, że wszystko pani wyjaśniłam… – Teresa usłyszała za plecami głos dyrektorki Karpińskiej.  Stała w otwartych drzwiach swojego gabinetu.
Teresa nie odwróciła się. Pomachała ręką nad głową, potem szepnęła do ucha chłopcu na korytarzu – Nie daj się, mały.- i z ulgą opuściła budynek.

***

Mąż nie zrozumiał Teresy.
– Niech go chociaż obejrzą, zobaczymy co powiedzą. – Prosił żonę. – To nic nie kosztuje i nie musimy go zostawiać, ale niech zobaczą.

***

Dyrektorka nie była zachwycona powrotem Teresy. Poprosiła ich jednak do pokoju diagnostycznego. Macieja zabrała gdzieś w głąb budynku. Teresa słyszała przez chwilę jego krzyk. Chciała wstać do syna, ale mąż ją powstrzymał.
Siedzieli naprzeciw młodej, ładnej dziewczyny z burzą jasnych loków. Patrzyła na nich chwilę z grzecznym uśmiechem.
– Porozmawiamy sobie teraz o państwa dziecku. Omówimy najważniejsze kierunki terapii. Będę potrzebowała opis trudnych zachowań syna do programu. Proszę wypisać na tych dwóch kartkach trudne zachowania dziecka. Każde z państwa z osobna. Sprawdzimy potem, czy jakieś się powtarzają, oraz to, co każde z państwa, osobno tata, osobno mama, uważają za zachowania niepożądane.
– Jakich trudnych zachowań? Dlaczego nie zapyta pani, co on potrafi? – Teresa zaniepokoiła się.
–    Znam schorzenie państwa syna i wiem, co potrafi dziecko w jego wieku.
–    Każde dziecko jest inne – Teresa nie dawała za wygraną.
–    On jest bardzo pogodny… – niespodziewanie dodał mąż.
–    Krzyczy. –Stwierdziła terapeutka.
–    Bo nie może się ze mną porozumieć, dużo dzieci krzyczy…
–    Ale on jest autystą.
–    No i co z tego. Jest jeszcze mały – Teresa zacisnęła usta.
–    Kiedy będzie duży nie poradzi sobie z nim pani.  Pojawi się agresja i nie dacie sobie z nią rady, przyjdziecie do nas, ale wtedy… Będzie już za późno. Proszę mi wierzyć, ja  wiem.

***

Teresa spuściła głowę. Dziewczyna przedstawiła im czarną wizję zachowania Macieja, jeśli oboje z mężem nie wyrażą zgody na natychmiastową, pogłębioną terapię.
– To jedyna szansa dla waszego syna. Nigdzie nie zagwarantują państwu tak szybkich rezultatów terapii, jak w naszej placówce. Proszę, przejdziemy teraz  do chłopca. Zdaje się, że zakończono już badanie.
Maciek mokry od potu siedział zrezygnowany na małym krzesełku w dużej sali. Na parkiecie leżał koc. Syn nie zwrócił uwagi na wejście rodziców. Nie podbiegł, nie przytulił się do nich.
–    Opracowaliśmy kilka procedur. Zapoznamy teraz państwa z zasadami. Wszyscy domownicy, wszyscy znajomi z otoczenia muszą stosować te same procedury wobec Maćka inaczej terapia nie przyniesie efektów. Żadnych odstępstw, trzymamy się konsekwentnie reguł postępowania.
Teresa dokładnie przeczytała proponowany program dla Maćka.
– Przepraszam. Ale czegoś tu nie rozumiem. Z tego, co tu jest napisane wynika, że mój syn przez jakiś czas, przez cztery godziny dziennie, będzie się uczył siadania na krześle, siedzenia na nim, trzymania rąk na kolanach i patrzenia w oczy. Jeśli tego nie zrobi, będzie zmuszany na siłę do wykonania tych czynności poprzez przytrzymanie na krześle, zablokowanie kolanami, co? Jak?  – Teresa potrząsnęła kartką w stronę męża.
– Co jest niezrozumiałe? – śliczna, drobna, niebieskooka szatynka uśmiechnęła się życzliwie.
– Pryskanie w twarz wodą, klaskanie, unieruchomienie ręcznikiem i przytrzymanie kolanami oraz dłońmi wyprostowanych na bok rąk – Mąż Teresy przeczytał tekst z kartki.
Dziewczyna poderwała się ochoczo.
– Zaraz państwu zaprezentuję.
Wzięła Macieja za rękę i chociaż wyrywał się, sprawnie położyła go na podłogę, następnie owinęła ręcznik przez ramiona oraz kark dziecka, uklęknęła nad jego głową kolanami przytrzymując końce ręcznika. Wyprostowane na bok ręce chłopca chwyciła w nadgarstkach.
Teresa patrzyła na wyrywającego się i krzyczącego syna i nie potrafiła zrobić żadnego ruchu.
– Tak to wygląda. Proszę, niech mnie pani zmieni – zawołała dziewczyna – Musi nauczyć się pani i mąż trzymania syna. To potrwa tak długo, aż przestanie się rzucać i zrezygnuje z walki. Tu proszę popatrzeć, trzymamy rączki w ten sposób, aby uniemożliwić wyrywanie się dziecka no i żebyśmy sami się zbyt mocno nie zmęczyli, bo to czasami trwa bardzo długo. Odległość między wami a dzieckiem musi być zachowana, bo niektóre dzieciaczki maja ostre ząbki, dużo energii i potrafią ugryźć  boleśnie.
– Przytrzymanie na kolanach z rękoma na plecach – szepnęła bezwiednie Teresa nie ruszając się z miejsca.
Dziewczyna błyskawicznie podniosła się z kolan. Uwolniony Maciej poderwał się na nogi, jednak terapeutka wykręciła mu ręce do tyłu zmuszając do uklęknięcia na podłodze.
– Teraz, widzi Pan? Może pan, odchyleniem rączek dziecka od ciała, regulować  jego aktywność ruchową. Wystarczy podnieść nieco wyżej i już jest unieruchomiony. W krótkim czasie osiągnie pan pożądany efekt – posłuszeństwo. Proszę, kto pierwszy spróbuje? Mamusia czy tatuś?
Teresa nie zdążyła odpowiedzieć. Mężczyzna nachylił się nad synem. Maciek zrezygnowany patrzył w podłogę, jęczał cicho. Ojciec wyciągnął rękę w stronę syna, chciał odgarnąć mu mokre włosy z czoła. Maciej zasłonił się ręką gwałtownie uderzając w dłoń ojca. Terapeutka  błyskawicznie rozkrzyżowała ramiona chłopca.
– Widzicie? Agresja skierowana na ojca! Trafiliście do nas w ostatnim momencie!
Mężczyzna oderwał jej ręce od syna. Podniósł go i podał żonie.
– Wracajmy do domu. Zmoczył się, trzeba go przebrać.
– Nie możecie mu teraz ustąpić, nie możecie wyjść. On się zmoczył specjalnie, żeby dać mu spokój – dziewczyna stanęła między nimi a drzwiami.
Mężczyzna podniósł dłoń na wysokość twarzy dziewczyny jakby chciał chwycić jej twarz. Żona wsunęła rękę pod ramię męża. Wyszli.